Przypominam sobie jak rok temu, niedłgo po cesarce zaczynałam delikatnie truchtać. Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, nie sądziłam, że będę biegać długie dystanse c córeczką. Co prawda, w niespełna 3 miesiące po porodzie przebiegłam półmaraton w Opolu, ale solo 🙂
Potem jednak postanowiłam spróbować biegów z wózkiem i na pierwszy ogień poszedł Półmaraton w Tychach.
Pogoda była… delikatnie mówiąc ekstremalna, bo w czasie obiegania jeziora Paprocany nastąpiło oberwanie chmury. I to był właśnie ten moment, kiedy córeczka postanowiła się obudzić i wychodzić z wózka 🙂 (wtedy jeszcze był to wózek gondolą!)
Za to zajęłyśmy III miejsce, co było dla mnie wielką zachętą do kolejnych wspólnych startów 🙂
Kolejny półmaraton to Gdańsk. Pogoda znów dała popalić – cała trasa deszcz, a w pewnym momencie grad! Tu jednak biegło mi się stosunkowo dobrze, a córeczka przespała cały bieg 🙂
Trzeci półmaraton to Gdynia – chyba najtrudniejszy dla mnie bieg. I tym razem nie o pogodę chodziło, a o zbyt rzadko rozstawione punkty odżywiania. Więc w tym biegu dla mnie najważniejsze jest tylko to, że dobiegłam do mety:)
Zatem za nami już trzy półmaratony i kilka krótszych biegów na 5 i 10 km, więc ciekawe co będzie dalej? 🙂
Na pewno bieganie z dzieckiem to w pewnym sensie większy stres. A może nie stres, ale większa odpowiedzialność i myślenie: czy dziecku nie zimno, czy nie mokro (deszcz!), a może się obudzi, może będzie głodne?
Z drugiej strony, przebiegnięcie biegu z dzieckiem daje dużo większą satysfakcję. I co więcej, nie mam poczucia, że to JA przebiegłam, tylko, że MY przebiegłyśmy, bo przecież córeczka na to pozwoliła 🙂
Półmaraton w Gdyni 17 marca to już mój trzeci półmaraton z córeczką. Tym razem wyjątkowo nie padało 🙂 A jak było?
Ogólna kondycja 🙂
Cały tydzień męczył mnie jakiś wirus, więc w najlepszej formie nie byłam. Ale wiecie, jak to jest: bieg opłacony, więc, żeby się nie zmarnowało – biec trzeba 🙂
Strat był o 11, więc to dobra pora dla biegania z dzieckiem. Córeczka usnęła jeszcze przed startem, potem się obudziła na początku biegu, ale potem znów spała prawie do końca trasy.
Pogoda
Zarówno podczas półmaratonu w Tychach jak i w Gdańsku pogoda była dosyć ekstremalna 🙂
Także w Gdyni w dniu startu niebo było szare, więc obawiałam się powtórki z rozrywki 🙂
A jednak, pogoda była bardziej łaskawa i w drugiej części biegu zrobiło się słonecznie i bardzo ciepło.
Trasa
Trasa Półmaratonu w Gdyni moim zdaniem jest bardzo fajna. Po pierwsze prosta, po drugie prowadzi przez centrum miasta i wzdłuż morza. Dzięki dla osób z poza Gdyni jest atrakcyjna, bo pozwala poznać miasto.
Start był ze Skweru Kościuszki, następnie biegło się ok 4 km w stronę portu w Gdyni, tam zwrotka. Potem trasa wiodła drogą w stronę Sopotu, aż do Parku Technologicznego, tam trochę zwisjasów i znów powrót do centrum.
Ostanie kilometry prowadziły przez Bulwar Nadmorski, a sama meta była na plaży! 🙂
Punty odżywiania
No właśnie…! Tu – moim zdaniem – słaby punkt organizacji i… słaby punkt mojego biegu. Przyzwyczajona jestem do tego, że na półmaratonach punty odżywiania są co 5 km. Czytając regulamin biegu nawet na to nie zwróciłam uwagi, sądząc, że będzie „tak jak wszędzie”. Jak się okazało, w Gdyni, te punkty było co 7 km.
Nie wzięłam wody ani żeli, ani nic, sądząc, że punkty będą co 5 km. I tak w okolicach 4 km już chciało mi się pić – wody nie ma – była na 7 km.
Druga rzecz – przed 10 km poczułam, że po prostu brakuje mi kalorii. Zwykle na biegu wystarczają mi izotoniki – a tu były dopiero ok 14 km.
Pomijając fakt, czy nie doczytałam w regulaminie, gdzie są punty i tak uważam, że powinny być co 5 km. Akurat w dniu biegu było ok 7-10 stopni, ale równie dobrze mógł być nagle upał i wtedy częstotliwość punktów powinna być większa.
Ekologia
Biegi w ogóle nie są eko 🙂 To fakt, ale z drugiej strony, na Półmaratonie w Gdyni na 7 km dawano butelki wody o pojemności 330 ml. Kto z biegaczy wypije tyle na raz? A kto będzie biegł z butelką?
Mało kto, więc ledwo napoczęte butelki lądowały na ulicy.
Wiadomo, że jeśli izotoniki czy woda nalewane są do kubeczków, to te kubeczki też lądują na ulicy. Są jednak przynajmniej PUSTE. W przypadku butelek, wyrzucana była także woda.
Jak się biegło?
Trasa fajna, pogoda fajna. Dobiły mnie jednak zbyt rzadko ustawiona punkty odżywiania. Najpierw brak wody, a potem brak energii (np. z izotoników) sprawiły, że po prostu nie miałam siły.
Od ok 7 do 15 km trochę biegłam, trochę szłam. Liczyłam na czas około 2 godzin, a wyszło 2:18.
Mimo to, cieszę się, że wzięłam udział w Półmaratonie Gdynia, a także z tego, że nie zeszłam z trasy. Była walka ze słabością i walka – jednak – wygrana 🙂
Po półmaratonie w Tychach, podczas którego nastąpiło oberwanie chmury (relacja TUTAJ), w Gdańsku liczyłam na bardziej przewidywalną pogodę. Organizatorzy jednak zadbali o moc „atrakcji” pogodowych?
Przyznaję się bez bicia? że niedokładnie prześledziłam trasę biegu. Zresztą… nie jestem z Gdańska, więc byłoby to tylko śledzenie „palcem po mapie”. Spodziewałam się jednak, że skoro jesteśmy nad morzem, to choćby część biegu będzie wiodła właśnie wzdłuż morza – tak jednak nie było.
Jak się okazało, Półmaraton Gdański to typowo miejski bieg. Zaczynał się w Amber Expo czyli w obiekcie targowym, a następnie wiódł przez ulice miasta, także przez drogę łączącą Gdańsk, Gdynię i Sopot. Biegliśmy też obok tzw. Falowca czyli bardzo długiego bloku 🙂 Za to morza ani, ani…
Bo nie ma złej pogody 🙂
W dniu startu czyli 28 października, od rana padał lekki deszczyk, ale zgodnie z prognozami, po godzinie 9 (a była to też godzina startu), miał przestać padać.
Deszcz jednak w nosie miał prognozy 🙂 i zamiast przestać padać, zmienił się w ulewny, a w pewnym momencie nawet w grad.
W sumie to fajnie mi się biegło w tym deszczu, bo biegając z wózkiem często robi mi się gorąco. Jednak padało naprawdę ostro! Gdy co jakiś czas trzymałam wózek tylko jedną ręką, a drugą opuszczałam, to z rękawów wylewała mi się woda 🙂
Przyznam jednak, że i mnie w końcu ten deszcz dał w kość, bo w końcówce biegu było mi po prostu zimno!
Bieg solo czy w duecie?
W ramach półmaratonu w Gdańsku jest dodatkowa kategoria dla biegaczy z wózkami – czyli z dziećmi 🙂 Niestety jednak za wprowadzeniem tej kategorii nie poszły kwestie organizacyjne. O co chodzi?
Wiem, że na niektórych biegach, biegacze z wózkami są ustawieni w osobnej strefie. W Tychach „wózki” wystartowały kilka minut wcześniej i po półmaratonie w Gdańsku, uważam, że to powinno być regułą. Dlaczego?
W Gdańsku na linii startu ustawiona byłam chyba gdzieś na końcu (tj. w chyba w strefie na czas 2:00) i gdy bieg się rozpoczął było bardzo ciasno, a wiele osób biegło powoli. Z łatwością mogłabym wyprzedzić wielu biegaczy, gdyby… tylko było miejsce.
Wiadomo, że bez wózka jakoś bym się przepchała, ale z wózkiem to jak? Ludziom po nogach jechać…? ?
Podobnie było na dalszych odcinkach biegu. Na części trasy biegliśmy dwoma pasami ulicy i tam wyprzedzałam wiele osób. W miejscach, gdzie dla biegaczy był tylko jeden pas, znów robiło się ciasno i często czując moc biegową, musiałam biec wolniej niż mogłam 🙁
Myślę zatem, że organizatorzy biegów, którzy uwzględniają także biegaczy z wózkami, powinni wyznaczać dla nich dodatkową strefę.
Jak się Pani spało?
W Gdańsku pierwszy raz biegłam tak długi dystans z przyczepką biegową Thule. Ten wózek mam od niedawna, więc nie wiedziałam, jak się sprawdzi?
A sprawdził się dobrze 🙂 Jeśli chodzi o kwestie biegowe, to na tego typu trasie (raczej gładkiej, w większości asfalt, mało zakrętów) wózek sunął lekko po drodze i biegło się całkiem wygodnie.
Dobrze sprawdził się także w ekstremalnych warunkach pogodowych. Z jednej strony budowa wózka (czyli forma budki) jest chyba przytulna dla dzieci, z drugiej, materiały dobrze zabezpieczały przed wodą.
Córeczka ubrana była w ciepły polarek i otulona koczykiem, ale zastanawiałam się czy nie przemoknie? Na budce przyczepki zamontowałam osłonę przeciwdeszczową, nie wiedziałam jednak, czy wózek nie przemoknie od dołu – w końcu deszcz był tak ulewny, że momentami biegło się w wodzie, a koleiny na ulicach zamieniły się w głębokie kałuże.
Jak się jednak okazało, córeczka była suchutka i… przespała cały bieg 🙂
A po biegu…?
Mam wrażenie, że w Amber Expo panował lekki chaos 🙂 Wbiega człowiek cały mokry, zmęczony i… niczego nie można się dowiedzieć. Słyszy, że gdzieś podobno dają zupę, a gdzie indziej drożdżówkę i czekoladę. I że jeszcze gdzieś powinien oddać chipa, ale nikt nie wie gdzie… 🙂
Trzy duże hale i tłum ludzi, do tego hałas (meta była w środku i cały czas słychać było komentatora) i wzajemne dopytywanie co i gdzie?
No dobrze… w końcu dostałam swoją miseczkę pomidorówki i kawałek placka oraz grzecznie oddałam chipa 🙂
Co jeszcze?
Co jeszcze mogę powiedzieć? Dwie godziny biegu na deszczu i wietrze, potem gorąca kąpiel i ciepła zupa… to jest super reset 🙂
Kochani, dziś porównanie dwóch wózków, z którymi biegałam. Pierwszy to klasyczny wózek biegowy, drugi to przyczepka, do której można dokupić zestaw do joggingu i używać jako wózka.
Jak zatem prezentują się oba modele?
Budowa i wymiary
Oba wózki są dosyć duże, a na pewno znacznie większe niż zwykłe spacerówki 🙂
Baby Jogger Summit to klasyczny wózek biegowy. Z wyglądu przypomina trochę spacerówkę, ale ma znacznie większe koła i tylko trzy – jak to jest w wózkach biegowych.
Wymiary wózka po rozłożeniu to: 110 x 45 x 102 cm (długość, szerokość, wysokość)*
Thule Chariot Sportprzypomina raczej mały samochodzik niż wózek 🙂 Ma także trzy koła, ale znacznie niższe zawieszenie i jest to raczej budka, w której siedzi nasz mały pasażer.
Wymiary wózka to: 130 x 55 x 112 cm*
Dla kogo dany model?
Oba wózki są przeznaczone dla dzieci powyżej 6 miesięcy, a zatem samodzielnie siedzących. Wiadomo więc, że to „6 miesięcy” jest umowne. Także zaawansowanie umiejętności siedzenia jest ważna tj. kwestia czy maluch jest stabilny, czy dopiero uczy się siadać.
Jeśli chodzi o osobę prowadzącą, to oczywiście musi to być biegacz lub biegaczka 🙂 Trudno mi sobie wyobrazić, by przygodę biegową zaczynać od biegania z wózkiem. Taka aktywność to spory wysiłek i wymaga odpowiedniego przygotowania. Dodatkowo, o ile przy samodzielnym bieganiu pracują przede wszystkim nogi, o tyle przy bieganiu z wózkiem trzeba wzmocnić także ręce (ja sama robię pompki i ćwiczę z ketlami).
Z uwagi na rozmiar Thule Sport i trochę trudniejsze prowadzenie, zastanawiam się czy nie jest to raczej model dla panów 🙂
Usadowienie dziecka
No właśnie…
W Baby Jogger moja córeczka (mając 6 i 7 miesięcy) siedząc przechylała się na bok – zatem wniosek, że jest to model dla dziecka już stabilnie siedzącego. Producenci mogliby rozwiązać ten problem poprzez wyprofilowanie siedzenia, bo w obecnym modelu jest to prawie płaskie oparcie.
Oparcie można rozłożyć do pozycji prawie leżącej – i tak też w Joggerze podróżowała moja córeczka – natomiast w tej pozycji samo oparcie przechylało się w jedną stronę (być może wada w naszym wózeczku?).
Tak czy owak w Joggerze córeczka zwykle leżała i spała.
W Thule Sport siedzenie jest wyprofilowane – przypomina trochę te w fotelikach samochodowych. Oparcie można trochę rozłożyć. Może nie do pozycji półleżącej, ale do ćwierćleżącej 🙂
Dla naszej córeczki oba modele chyba są jeszcze troszkę „za duże”. Tak więc nie jest to tylko kwestia wieku, ale też wzrostu i wagi dziecka.
Amortyzacja
W porównaniu do tradycyjnych spacerówek, oba wózki mają bardzo dobrą amortyzację.
W Joggerze, gdy zbiegałam z górki, podskakiwało przednie koło i musiałam zwalniać. W Thule Sport było podobnie, choć w mniejszym stopniu, bo wózek stabilniejszy. W obu przypadkach, jak sądzę, taka sytuacja związana jest z tym, że moja córeczka jeszcze mało waży:)
Ogólnie stabilność wózków można porównać do sytuacji z prowadzeniem samochodu. Każdy, kto jeździł sportowym modelem auta a potem przesiada się np. do vana – czuje różnicę. Podobnie jest z Joggerem a Thule Sport. Ten pierwszy jest bardziej zwinny, ten drugi bardziej stabilny.
Prowadzenie wózka i rączka
Jak dla mnie, niezbyt wysokiej i w miarę szczupłej kobiety – prostsze jest prowadzenie Joggera, bo jest mniejszy i bardziej zwinny. Łatwiej nim skręcać i mogę go prowadzić jedną ręką.
W Thule Sport muszę biec raczej trzymając uchwyt obiema rękami. Trzymając jedną, dosyć trudno utrzymać tempo 🙂
Dodatkowe funkcje
Jeśli chodzi o Baby Jogger, to możemy do niego dokupić gondolę i biegać (lub spacerować 🙂 ) już z noworodkiem.
Z kolei Thule Sport to propozycja dla aktywnych – może to być spacerówka, przyczepka rowerowa, wózek biegowy. Można go także podobno podpiąć do nart biegowych.
Cena wózka
Za Baby Jogger zapłacimy ok 3 tys. zł., Thule Sport to koszt ok. 5 tys. – wszystko zależy od tego jakie „adaptery” i dodatkowe gadżety dokupimy do wózka.
Może się wydawać, że to spory wydatek, ale dla biegaczy… W końcu czasem za dobre buty zapłacimy 500 zł. a wózek biegowy to coś co służy nam kilka lat.
Podsumowanie
To który lepszy? Nie powiem 🙂
Oba wózki są dobrej jakości i dobrze wykonane, a wszystko zależy od tego, kto ich będzie używał i do czego. Np. jeśli sporo jeździsz na rowerze – wybierzesz przyczepkę. Jeśli chcesz biegać (truchtać!) z niemowlakiem wybierzesz Joggera.
Ważne są także kwestie praktyczne jak na przykład rozmiar wózka – trzeba przyznać, że np. Thule Sport może się po prostu nie mieścić Wam w domu, czy też nie wejść do windy.
Przed zakupem wózka najlepiej rozważyć, kto będzie nim biegał, na jakie dystanse i czy potrzebujecie dodatkowych funkcjonalności. Tak czy owak – powodzenia 🙂
* na stronach internetowych sklepów są podawane inne wymiary, ale coś mi się nie zgadzało, więc zmierzyłam te modele wózków, które mam pod ręką 🙂
Dla wielu osób, bieganie z wózkiem to nie sport. Czy mają rację?
Z wózeczkiem zwykle grzecznie się spaceruje, więc biegająca mama może wyglądać cokolwiek dziwnie. Goni ją ktoś? Ucieka przed czymś, czy może się spieszy? 🙂
Faktem jest jednak, że bieganie z wózkiem to intensywna forma treningu i to takiego, który generalnie poprawia naszą technikę biegową.
W jaki sposób? Zachęcam do obejrzenia video, na którym omawiam poszczególne elementy takiego treningu 🙂
Widzisz czasem (choćby w TV) osobę biegającą z wózkiem. Myślisz sobie, ale właściwie po co biegać?
Czy nie można NORMALNIE spacerować z wózkiem? Po co biegać?
Jako, że z wózkiem biegam baaardzo długo, bo około 3 miesięcy 🙂 to mam już swoje przemyślenia na temat biegania z wózkiem. Dostrzegam w nim sporo korzyści – zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców.
Jakie są zalety biegania z wózkiem? Zobacz poniższe nagranie 🙂
Z założenia biega się z wózkiem wtedy, gdy dziecko już siedzi. To dlatego większość biegowych modeli jest dostępna jako spacerówki.
My jednak troszkę przyspieszyliśmy kupując standardowy wózek biegowy, ale dodatkowo nabyliśmy do niego gondolę. Gdyby Malutka nie była zadowolona z „biegania” wózek używany byłby tylko do spacerów.
Jak się jednak okazało, czy biegamy, czy idziemy – dla dziecka nie ma wielkiej różnicy 🙂 Zatem po indywidualnych truchtach, postanowiłam wziąć udział w zorganizowanym biegu. Wybrałam bieg charytatywny Piątka dla Bartka, czyli happeningowy o dystansie 5 km.
Przed startem obawiałam się, tego że córeczka będzie np. płakać w trakcie biegu, dlatego kluczowe było karmienie. W efekcie na stadion dotarłam dosłownie na 5 minut przed startem 🙂
Gdy bieg ruszył, okazało się, że tempo było bardzo powolne. Było też dosyć ciasno i w efekcie trzeba było bardzo powoli truchtać. Paradoksalnie to wolne tempo było dla mnie męczące – w końcu pchałam przed sobą ok 23 kg 🙂 Tak więc, gdy tylko wybiegliśmy na szerszą ulicę, zaczęłam wyprzedzać wiele osób, co budziło spore zdziwienie, ale i sympatię 🙂
Dopiero pod koniec biegu musiałam zwolnić, gdyż ostatni odcinek to była leśna, kamienista ścieżka i nie chciałam by wózeczkiem trzęsło za bardzo, więc po prostu szłam.
I tak 5 km minęło niepostrzeżenie, a wszelkie moje obawy się rozwiały, bo córeczka przespała cały bieg 🙂
Jak było? Zachęcam do obejrzenia video relacji 🙂
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celach optymalizacji treści dostępnych w naszych serwisach oraz dla statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej w Polityce Prywatności.AkceptujęCzytaj więcej