Porwanie rodzicielskie. Porwanie w świetle prawa.

Nie spodziewałam się, że spotka mnie coś takiego.

Takie rzeczy oglądamy w TV, nie sądząc, że mogą nas dotyczyć. A jednak. Moja córeczka została porwana przez mego byłego męża. Nie umiem tego określić inaczej, skoro została wywieziona bez mojej wiedzy i bez mojej zgody, a moja czujność została uśpiona poprzez kłamstwo.

 

Po rozwodzie mieliśmy z byłym mężem wspólnie sprawować opiekę nad córeczką. Ustaliliśmy, że ja będę pierwszą połowę miesiąca, on drugą. Przy czym chyba ani razu się do tego nie zastosował. Notorycznie skracał mój czas opieki poprzez wcześniejsze zabieranie, późniejsze przywożenie i dodatkowo ingerowanie w mój czas opieki.

W końcu po wielu rozmowach, na początku maja 2020 złożyłam pozew o ustalenie kontaktów.  15 maja były mąż, zgodnie z ustaleniami zabrał córeczkę na swój czas i wyjechał z miasta. Później, wrócił na kilka dni przed końcem miesiąca. W niedzielę 31 maja wszystko było ok. Nawet przyszedł po nas do kościoła i potem powiedział, że jedzie z córeczką po mleko na wieś (pod miasto do zaprzyjaźnionego gospodarstwa ok. 20 km dalej).

Zgodziłam się i pojechał. W końcu wieczorem czy na drugi dzień rano miał się zaczynać mój czas opieki. Tymczasem ok. 20 wieczorem zadzwonił, że wyjechał z miasta i jedzie z córką do miasta x (ok. 500 km od domu!). Byłam w szoku i najpierw myślałam, że on żartuje, ale to była prawda.

Strasznie mnie to zdenerwowało, byłam roztrzęsiona i kazałam mu wracać i oddać dziecko. Zadzwoniłam też na Policję, ale dowiedziałam się, że jak są równe prawa to oni nie ingerują.

 

Na drugi dzień pojechałam do x po córeczkę. Spotkaliśmy się we troje i rozmawialiśmy że na drugi dzień, ja pojadę z córką do domu. Tymczasem 2 czerwca na umówione spotkanie, były mąż przyszedł sam! Córeczkę zaprowadził wcześniej do żłobka (do którego zresztą zapisał ją bez mojej wiedzy). Kolejny szok i rozczarowanie…

Pojechałam do żłobka. Tam rozmowa z kierowniczką, że wyda nam dziecko, ale jeśli nie będzie awantur. A ja wiedziałam że mój ex raczej zrobi jakąś akcję manipulacyjną, że córeczka będzie płakać i będzie mieć traumę. W końcu on się zobowiązał się, że przywiezie ją 7 czerwca. I to mnie przekonało, by nie robić jakiejś większej afery. Tak więc zrobiłam kolejne 500 km i do domu wróciłam z niczym.

6 czerwca były mąż zadzwonił z pytaniem: A co mi zrobisz, jak nie przyjadę…?

Nie przyjechał i podobnie przez kolejne dni. Wszystko to trwało do 19 czerwca. Wtedy wrócił do miasta, ale nadal nie chciał mi oddać córeczki, „bo to nie paczka”, tylko wydzielał kontakty. W końcu wyjechał 10 lipca na… cały tydzień.

Biorąc pod uwagę jego postawę i zachowanie, obawiam się, że nasza sprawa będzie się toczyć miesiącami, ze szkodą dla córeczki, którą traktuje przedmiotowo. A wszystko w imię wielkej „miłości”.

 

Przez tę sytuację zobaczyłam wyraźnie, że w polskim prawie jest bardzo poważna luka. Bo przy równych prawach jeden rodzic może:

  • wozić dziecko, gdzie chce po całym kraju – bez zgody drugiego rodzica
  • zameldować, gdzie chce
  • zapisać do żłobka czy przedszkola

A w całej tej sytuacji, dziecko nie jest chronione. Jeden nieodpowiedzialny rodzic porywa dziecko. Jeśli drugi odpłaci się tym samym, to dziecko będzie wyrywane i przenoszone z miejsca w miejsce.

Przypomina to spór kobiet z Biblii, gdzie syn jednej z nich zmarł, więc zabrała żywe dziecko innej kobiecie. Potem obydwie kłócące się stanęły przed Królem Salomonem:

 

23. Wówczas król powiedział: «Ta mówi: To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje».
24. Następnie król rzekł: «Przynieście mi miecz!» Niebawem przyniesiono miecz królowi.
25. A wtedy król rozkazał: «Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!»
26. Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: «Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!» Tamta zaś mówiła: «Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!»
27. Na to król zabrał głos i powiedział: «Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką». (1 ks. Królewska, 3; 23-27)

 

W takiej sytuacji jedna ze stron ustępuje. Tak jak ja – sama cierpi, by chronić dziecko przed traumą. Choć i tu jest niedobrze, bo córcia była ode mnie odcięta przez ponad miesiąc. Rozmawiałyśmy jednak przez telefon i najpierw pytała mnie jakby zdziwiona:

A gdzie Ty jesteś? – co brzmiało tak że: gdzie ty jesteś, że cię tu nie ma?

Później zaczęła mówić wprost: Chcę do mamy.

Ale mój były mąż wciąż znajdował „powody” by nie przyjeżdżać i nie oddawać mi córeczki. Raz był zmęczony, innym razem deszcz padał. Potem jakieś spotkanie umówił i tak dalej.

 

Mam też taki wniosek i radę dla wszystkich – czy to kobiet czy mężczyzn. Żeby przy rozwodzie czy rozstaniu nigdy nie ustalać „wspólnego” sprawowania opieki.

Bo skoro będąc w związku się nie dogadujecie, to skąd wniosek, że po jego zakończeniu się to zmieni? Lepiej od razu określić jaki i w jakich terminach mają odbywać się kontakty.

I w drugą stronę. Jeśli po rozwodzie faktycznie opadną emocje i będziecie się lepiej dogadywać, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wtedy modyfikować sprawę kontaktów.

 

Powiem szczerze, że poważnie się zastanawiałam, czy pisać o tej sprawie. Jednak pomyślałam, że może się to komuś przyda. Choćby ku przestrodze.