to samo

Jesz CIĄGLE to samo? Poznaj PROSTY sposób, jak PRZERWAĆ żywieniową RUTYNĘ!

Wiele z nas ciągle je to samo, a może nie to samo, ale jednak poruszamy się w jakimś kanonie żywieniowym.

Odmiana przychodzi albo na wakacjach czy innych wyjazdach, albo w restauracji. Choć i to nie zawsze, bo znam takich, którzy nie lubią próbować nowych rzeczy – ich prawo 🙂

Kaszka i serek

No a jak u mnie? Na śniadanie zawsze gotowane płatki lub kaszka z owocami, na drugie śniadanie i podwieczorek też coś na słodko (serek wiejski, jogurt, owoce), na obiad kasza z warzywami i serem, z rzadka dania mączne – naleśniki lub leniwe, a na kolacje bułeczka z serem i warzywami – ale urozmaicenie! 🙂 Do tego jeszcze orzechy i czekolada oczywiście 🙂

W sumie wszyscy znajomi oceniają, że odżywiam się zdrowo – 5 posiłków, mało tłuszczu, dużo warzyw i owoców. Zdrowo, ale troszkę rutynowo. I szczególnie na wiosnę można poczuć pewne „zmęczenie” i chęć odmiany zatem…

A może by tak dieta?

Zatem przeszłam na dietę i to dietę z pudełka – czyli catering dietetyczny od Light Box. Wybrałam opcję wegetariańską (wszak od ponad 10 lat nie jem mięsa) i 1500 kcal. Co prawda pani dietetyk, która ustalała ze mną dietę wyliczyła mi 1900 kcal, ale ustaliłyśmy, że albo będę dojadać, albo zmienię na opcję 2000 kcal.

Co było w pudełku?

Często potrawy fit to tzw. radosna twórczość np. wysuszony omlet (bo tylko na białkach i smażony bez tłuszczu), gumowate ciasto (bo bez tłuszczu, a zamiast tego jakiś zagęstnik), czy desery od których można zgrzytać zębami (tak słodkie od słodzika). Wierzcie mi, jadłam takie „cuda”! 🙂

Tymczasem w diecie pudełkowej Light Box znajdują się naprawdę pyszne dania. I to nie jest tak, że dostaniesz np. pierogi w wersji fit. Nie, po prostu dostaniesz inne, lekkie dania, których nie trzeba „odchudzać”.

śniadanie – wędlina sojowa, pomidorki, pieczywo, pasta z awokado

Poproszę o menu

Potrawy w tej diecie to takie dania, jakie można dostać w nowoczesnych restauracjach – lekkie i smaczne. A co konkretnie? Poniżej przykłady:

Śniadanie: wędlina sojowa z twarożkiem, pieczywo, pasta z awokado / jaglanka na mleczku kokosowym i owoce / jajka faszerowane, sałatka, pieczywo

II śniadanie: zupa wiosenna / sałatka z dyni /zupa toskańska

Obiad: makaron sojowy i warzywa z fetą / kotleciki jaglanka – serowe, warzywa / zapiekanka meksykańska z ziemniaków i jajek, sos paprykowy

Podwieczorek: crumble z owocami / pianka jogurtowa, owoce / panna cotta, mus owocowy

Kolacja: placuszki z cukinii, warzywa / kasza gryczana a pieczarkami i fasolką, sałatka z jarmużu, sucharki / papryka faszerowana serkiem, pieczywo, sałatka z pomidorów

Ogólnie bardzo smaczne posiłki. Recenzentem też może być moja roczna córeczka, która chętnie degustowała niektóre potrawy. I tak, smakowała jej jaglanka, makaron sojowy, kotleciki jaglane i inne.

podwieczorek – biszkopt szpinakowy z kremem budyniowym

I co z rutyną…?

cesarka

CIĄŻA to nie CHOROBA, a CESARKA to nie OPERACJA tylko…

Wokół porodu drogami natury i przez cesarkę toczą się gorące dyskusje, a mnie zastanawia wręcz schizofreniczne podejście to tego tematu.

Dlaczego…?

 

Masz rodzić naturalnie… a i tak zrobimy Ci cesarkę!

Wiele kobiet wyczuwa presję czy to ze strony lekarzy, czy rodziny by rodzić naturalnie. Bo tak zdrowiej i w ogóle. A jednak podobno ok. 50% porodów w Polsce to cesarskie cięcie. Naprawdę trudno uwierzyć, że jako społeczność kobiet jesteśmy tak „wybrakowane” 🙂  że aż połowa z nas nie może urodzić naturalnie?

Zatem w grupie „cesarek” będą pewnie kobiety, które chciały mieć cc i takie, które nie chciały, ale im zrobiono.

 

Pół godziny kosztuje drożej niż cały dzień

Niektóre kobiety rodzą szybciutko, u innych trwa to godzinami – a położne i lekarze muszą się pacjentką przez ten czas zajmować. A cesarka? Wiadomo, 20-30 minut i po sprawie. Dodatkowo, szpital dostaje znacznie więcej pieniędzy z NFZ za cesarkę (bo według Funduszu jest to operacja), niż za poród naturalny.

Nie dziwmy się zatem, że lekarze chętnie robią cesarskie cięcia, gdy jest chociażby cień wskazań ku temu.

 

„Te” kobiety idą na łatwiznę!

Kobiety, które rodziły naturalnie, często mówią o tych po cesarce, że poszły „na łatwiznę”. Cóż… sama chciałam rodzić naturalnie, ale miałam awaryjną cesarkę, więc wiem, jaka to jest „łatwizna”. Człowiek ledwie się rusza, gdy chcesz zakasłać, to masz dylemat – udusić się, czy rozerwać sobie brzuch przy tym kaszlnięciu…? I oczywiście z tą „raną ciętą” na brzuchu, musisz zajmować się dzieciątkiem. To mega „łatwe” 🙂

 

Cesarka to nie operacja?

Dla NFZ cesarka jest operacją, ale już dla firm ubezpieczeniowych NIE. Mam wykupione ubezpieczenie, które obejmuje hospitalizację powyżej 3 dni. Ponieważ w szpitalu byłam 5 dni, więc zadzwoniłam do tej firmy i dowiedziałam się, że ubezpieczenie nie obejmuje porodu. Cesarka nie jest dla nich operacją, a pobyt w szpitalu po ciąży nie jest hospitalizacją.

Zatem to, że mam przecięty brzuch i że byłam w szpitalu, na szpitalnym wikcie 🙂 przez 5 dni, że musiałam sobie robić zastrzyki przeciwzakrzepowe było tylko złudzeniem. Cóż… dobrze, że nie uświadomili 🙂

 

Cesarka kontra wyrostek

Po wycięciu wyrostka robaczkowego człowiek dostaje zwolnienie na ok. 3 tygodnie. W tym czasie dochodzi do siebie, ma dietkę i generalnie cacka się ze sobą… I ma do tego pełne prawo.

Zupełnie inaczej jest po cesarce. Kobieta błyskawicznie dochodzi do siebie! Właściwie wystarczy jej tylko to, że zobaczy swojego dzidziusia i już rana goi się w sekundzie. I taka młoda mama ma mega power do wszystkiego – od razu może wrócić do domu, zajmować się maluchem, sprzątać, gotować, robić pranie i wogle.

Nic, tylko być kobietą 🙂

 

Ma dopiero ROCZEK, a za sobą TRZY półmaratony :)

Przypominam sobie jak rok temu, niedłgo po cesarce zaczynałam delikatnie truchtać. Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, nie sądziłam, że będę biegać długie dystanse c córeczką. Co prawda, w niespełna 3 miesiące po porodzie przebiegłam półmaraton w Opolu, ale solo 🙂

 

Potem jednak postanowiłam spróbować biegów z wózkiem i na pierwszy ogień poszedł Półmaraton w Tychach.

Pogoda była… delikatnie mówiąc ekstremalna, bo w czasie obiegania jeziora Paprocany nastąpiło oberwanie chmury. I to był właśnie ten moment, kiedy córeczka postanowiła się obudzić i wychodzić z wózka 🙂 (wtedy jeszcze był to wózek gondolą!)

Za to zajęłyśmy III miejsce, co było dla mnie wielką zachętą do kolejnych wspólnych startów 🙂

Czytaj także: Relacja z biegu w Tychach

 

Kolejny półmaraton to Gdańsk. Pogoda znów dała popalić – cała trasa deszcz, a w pewnym momencie grad! Tu jednak biegło mi się stosunkowo dobrze, a córeczka przespała cały bieg 🙂

Tu relacja z biegu w Gdańsku

 

Trzeci półmaraton to Gdynia – chyba najtrudniejszy dla mnie bieg. I tym razem nie o pogodę chodziło, a o zbyt rzadko rozstawione punkty odżywiania. Więc w tym biegu dla mnie najważniejsze jest tylko to, że dobiegłam do mety:)

Relacja z półmaratonu w Gdyni

 

Zatem za nami już trzy półmaratony i kilka krótszych biegów na 5 i 10 km, więc ciekawe co będzie dalej? 🙂

Na pewno bieganie z dzieckiem to w pewnym sensie większy stres. A może nie stres, ale większa odpowiedzialność i myślenie: czy dziecku nie zimno, czy nie mokro (deszcz!), a może się obudzi, może będzie głodne?

Z drugiej strony, przebiegnięcie biegu z dzieckiem daje dużo większą satysfakcję. I co więcej, nie mam poczucia, że to JA przebiegłam, tylko, że MY przebiegłyśmy, bo przecież córeczka na to pozwoliła 🙂

 

 

trening

TRENING PERSONALNY – jak wygląda i dla kogo jest przeznaczony?

Do tej pory moja aktywność obejmowała przede wszystkim bieganie, a do tego ćwiczenia typu pompki i brzuszki plus rower traktowany czysto rekreacyjnie.

Gdy zatem otrzymałam voucher na trening personalny, z chęcią z niego skorzystałam.

 

Początek

Na początek trenerka zaprosiła mnie na bieżnię na 10-minutowy spacerek. W jego trakcie przeprowadzała ze mną wywiad. Rozmawiałyśmy na temat mojej aktywności fizycznej, ciąży i przebiegu porodu, a także ew. chorób (których nie mam 🙂 )

W trakcie tej rozmowy dało się zauważyć sporą wiedzę trenerki i jej doświadczenie.

 

Trening

Następnie przeszłyśmy do ćwiczeń i było to: podnoszenie bioder, deska, pompki, pompki na sztandze, przysiady, czy korzystanie z rolera.

Biorąc pod uwagę mój poziom wysportowania, te ćwiczenia wydawały mi się dosyć łatwe, choć cenne było to, że pani trener zwracała baczną uwagę na prawidłową technikę wykonywania.

 

Pomiary

Na koniec zostałam zważona na wadze, która pokazuje różne parametry, takie jak masa mięśni, otłuszczenie organów wewnętrznych, BMI, bazowe zapotrzebowanie na kalorie. I wszystko wyszło mi pięknie, choć podobno mięśni mogłabym mieć więcej.

 

Koszt

Zapytałam o koszty takiego treningu i wychodzi na to, że jedna godzina to wydatek ok 100 zł.

Więc jest to i dużo i niedużo. Jeśli ktoś chodzi na fitness to nawet mając karnet zapłaci ok 20-30 zł. za godzinę ćwicząc w sporej grupie. Zatem wydatek 100 zł. może relatywnie nie jest tak duży, jednak względem zarobków wydaje się wysoki.

 

A ogólnie?

Powiem szczerze, że spodziewałam się mega wycisku, a tymczasem było bardzo łagodnie. Może to dlatego, że przyszłam na taki testowy trening? 🙂

Wydaje mi się, że trening personalny jest dobrą opcją dla osób, które dopiero zaczynają ćwiczyć, musza się wszystkiego nauczyć, trudno im się wdrożyć i potrzebują motywowania. Na pewno tez konieczny jest też dla sportowców, którzy muszą być bardzo efektywni i sprawni.

A ja…? Ja jestem gdzieś pośrodku 🙂

 

ps. zdjęcie pochodzi z zupełnie innego treningu – z moją córcią 🙂

17 marca PÓŁMARATON w GDYNI – relacja z BIEGU z WÓZKIEM!

Półmaraton w Gdyni 17 marca to już mój trzeci półmaraton z córeczką. Tym razem wyjątkowo nie padało 🙂 A jak było?

 

Ogólna kondycja 🙂

Cały tydzień męczył mnie jakiś wirus, więc w najlepszej formie nie byłam. Ale wiecie, jak to jest: bieg opłacony, więc, żeby się nie zmarnowało – biec trzeba 🙂

Czekamy na start 🙂

Strat był o 11, więc to dobra pora dla biegania z dzieckiem. Córeczka usnęła jeszcze przed startem, potem się obudziła na początku biegu, ale potem znów spała prawie do końca trasy.

 

Pogoda

Zarówno podczas półmaratonu w Tychach jak i w Gdańsku pogoda była dosyć ekstremalna 🙂

O biegu w Tychach – CZYTAJ TUTAJ

Obiegu w Gdańsku – CZYTAJ TUTAJ

Także w Gdyni w dniu startu niebo było szare, więc obawiałam się powtórki z rozrywki 🙂

Ciepło…

A jednak, pogoda była bardziej łaskawa i w drugiej części biegu zrobiło się słonecznie i bardzo ciepło.

 

Trasa 

Trasa Półmaratonu w Gdyni moim zdaniem jest bardzo fajna. Po pierwsze prosta, po drugie prowadzi przez centrum miasta i wzdłuż morza. Dzięki dla osób z poza Gdyni jest atrakcyjna, bo pozwala poznać miasto.

Start był ze Skweru Kościuszki, następnie biegło się ok 4 km w stronę portu w Gdyni, tam zwrotka. Potem trasa wiodła drogą w stronę Sopotu, aż do Parku Technologicznego, tam trochę zwisjasów i znów powrót do centrum.

Końcówka biegu wzdłuż morza

Ostanie kilometry prowadziły przez Bulwar Nadmorski, a sama meta była na plaży! 🙂

 

Punty odżywiania

No właśnie…! Tu – moim zdaniem – słaby punkt organizacji i… słaby punkt mojego biegu. Przyzwyczajona jestem do tego, że na półmaratonach punty odżywiania są co 5 km. Czytając regulamin biegu nawet na to nie zwróciłam uwagi, sądząc, że będzie „tak jak wszędzie”. Jak się okazało, w Gdyni, te punkty było co 7 km.

Nie wzięłam wody ani żeli, ani nic, sądząc, że punkty będą co 5 km. I tak w okolicach 4 km już chciało mi się pić – wody nie ma – była na 7 km.

Druga rzecz – przed 10 km poczułam, że po prostu brakuje mi kalorii. Zwykle na biegu wystarczają mi izotoniki – a tu były dopiero ok 14 km.

Pomijając fakt, czy nie doczytałam w regulaminie, gdzie są punty i tak uważam, że powinny być co 5 km. Akurat w dniu biegu było ok 7-10 stopni, ale równie dobrze mógł być nagle upał i wtedy częstotliwość punktów powinna być większa.

 

Ekologia

Biegi w ogóle nie są eko 🙂 To fakt, ale z drugiej strony, na Półmaratonie w Gdyni na 7 km dawano butelki wody o pojemności 330 ml. Kto z biegaczy wypije tyle na raz? A kto będzie biegł z butelką?

Mało kto, więc ledwo napoczęte butelki lądowały na ulicy.

Butelki w wodą na ulicy

Wiadomo, że jeśli izotoniki czy woda nalewane są do kubeczków, to te kubeczki też lądują na ulicy. Są jednak przynajmniej PUSTE. W przypadku butelek, wyrzucana była także woda.

 

Jak się biegło?

Trasa fajna, pogoda fajna. Dobiły mnie jednak zbyt rzadko ustawiona punkty odżywiania. Najpierw brak wody, a potem brak energii (np. z izotoników) sprawiły, że po prostu nie miałam siły.

Od ok 7 do 15 km trochę biegłam, trochę szłam. Liczyłam na czas około 2 godzin, a wyszło 2:18.

Mimo to, cieszę się, że wzięłam udział w Półmaratonie Gdynia, a także z tego, że nie zeszłam z trasy. Była walka ze słabością i walka – jednak – wygrana 🙂

 

A tak wyglądało moje wbiegnięcie na metę 🙂

WIEJE i PADA? Dlaczego warto zrobić TRENING przy brzydkiej POGODZIE?

Pamiętam, gdy kilka lat temu przygotowywałam się do Biegu Górskiego.

 

Zaplanowałam sobie, kiedy będę biegać, a jednego z tych dni strasznie lało! Zastanawiałam się czy iść biegać, czy odpuścić. I wtedy przyszła mi do głowy myśl:

„A jeśli w dniu biegu będzie padać..? Przecież nie zrezygnuję z udziału!”

 

Tak pomyślałam i poszłam biegać. Lało strasznie, ale byłam z siebie zadowolona i dumna, że pokonałam własną słabość! (A w dniu biegu był upał – 32 stopnie ? )

 

Jakie są zatem zalety biegania czy wyjścia na rower przy brzydkiej pogodzie?

 

1/ Często pogoda za oknem wygląda dużo gorzej, niż gdy już wyjdziesz na zewnątrz. Warto się przełamać i przekonać, że nie jest tak źle.

2/ Trenując przy wietrznej czy deszczowej (śniegowej) pogodzie łapiesz odporność, a organizm dostosowuje się do różnych warunków atmosferycznych.

3/ Gdy zrobisz trening przy brzydkiej pogodzie, to pokonujesz własne słabości i czujesz się silniejsza/silniejszy.

 

No i trening zrobiony ?

Chcesz SCHUDNĄĆ? Zostań TYRANEM JEDZENIOWYM :)

Niedawno dowiedziałam się, że jestem tyranem jedzeniowym…

 

Dlaczego? Dlatego, że codziennie chcę jeść obiad ok. godziny 13, ale powiem Wam szczerze, że nie zawsze byłam takim tyranem, o nie!

 

Dawno, dawno temu, jadłam sobie małe śniadano, albo i wcale nie jadłam. Obiadu ciut, ciut. Za to wieczorem… wieczorem to już w ogóle daleko mi było do tyranii 🙂 bo jadłam i kolację i deser i jeszcze poprawka deseru i w ogóle.

 

I tak sobie ważyłam ze 65 kg i nie byłam gruba. Wcale ? Więc znam ten ból, gdy przymierzasz spodnie i jeśli dobre są w pasie i biodrach, to dziwnym trafem mają mega długie nogawki. I znam ten ból, gdy wstydzisz się pokazać w kostiumie kąpielowym, czy chociażby w krótkich spodenkach…

 

Odchudzałam się wiele razy, aż w końcu trafiłam na rozsądną dietę. Obejmowała ona nie tylko ograniczenie liczby kalorii, ale też regularne 5 posiłków. Powiem szczerze, że zamiana z wieczornego obżarstwa na jedzenie 5 x dziennie to była droga przez mękę! – naprawdę ciężko było się przestawić.

 

Ale wytrwałam: schudłam i przestawiłam się. Teraz organizm jest wyregulowany jak zegarek i o konkretnych porach woła o jedzenie. A dzięki temu nie magazynuje kalorii.

 

Więc, gdy zawsze chcę jeść obiad o godz. 13 i mąż mówi mi, że jestem „tyranem” – to TAK, jestem i powiem więcej: BĘDĘ! 🙂

Ewa Chodakowska, Marta Szczecińska

Warsztaty FITNESS z Ewą CHODAKOWSKĄ – czy warto się wybrać?

Na co dzień, nie chodzę na zajęcia fitness. Postanowiłam jednak wybrać się na całodniowy „maraton” fitnessu do Ewy Chodakowskiej.

 

Takie warsztaty odbywają się pod hasłem Be Active Tour w kilku miastach Polski. Pojechałam do Gdańska, by zobaczyć, jak to wygląda. 

 

Jak przebiegają takie spotkania?

Na początek dosyć długa (łącznie było ok. 400 osób) kolejka, by się zarejestrować i otrzymać opaskę na rękę. Jak tu wszyscy mówią familiarnie, kolejka jest do „Ewy”. W ramach opłaty (120 zł. za standardowy pakiet) otrzymuję także płytę z ćwiczeniami i batonik firmowany przez Chodakowską. Potem można już iść na halę, gdzie mają odbywać się zajęcia. 

hala, gdzie odbywały się warsztaty

Treningi

W ramach warsztatów Be Active jest półgodzinna rozgrzewka i 4 treningi treningów – łącznie ok. 4 godzin ćwiczeń.

Ewa Chodakowska

Tylko jeden trening prowadzi Ewa Chodakowska, ale jest on bardzo ciekawy i daje sporo dawkę energii. Jako trzeci, trening prowadzi Lefteris Kavoukis, czyli mąż Ewy Chodakowskiej. Moim zdaniem jest to najsłabszy punkt programu, bo wszyscy są już zmęczeni a sposób prowadzenia był słaby. Kavoukis gwizdał gwizdkiem, kazał robić monotonne ćwiczenia i krzyczał, że nie widzi uśmiechu na twarzach. No, nie widział… 🙂

na treningu

Fitness czy bieganie

Cieszę się, że wzięłam udział w warsztatach z Ewą Chodakowską. Nie tylko zaspokoiłam swoją ciekawość, co do przebiegu takich wydarzeń, ale też miała, okazję porównać fitness z bieganiem.

I tak ćwiczenia fitness poprawiają formę i służą ogólnemu rozwojowi, natomiast bieganie ma dla mnie większą celowość – w końcu prawie każdy biegacz startuje w mniejszych lub większych zawodach.

Po 4 godzinnym biegu (np. maratonie) pewnie regenerowałabym się tydzień lub dwa. Po 4 godzinach fitnessu, czułam ogólne zmęczenie i miałam zakwasy w łydkach i udach. Zatem bieganie to znacznie intensywniejszy wysiłek fizyczny.

I kolejna różnica – dla mnie bardzo ważna – fitnesy zwykle odbywają się w zamkniętych pomieszczeniach, bieganie to przebywanie na powietrzu, a ja należę do tych, którzy muszą się „wietrzyć” 🙂

Zatem fajnie, fajnie, ale i tak bieganie górą! 🙂

 

 

 

NACIĄGACZKI

Ciążowe NACIĄGACZKI – na nasz koszt przez 9 miesięcy!

ZUS tępi naciągaczki, osoby przebywające na niezasadnych zwolnieniach lekarskich. Jednak kobiety w ciąży traktowane są jak tak zwane „święte krowy”.

Taka pani „zatrudnia” się na etacie, w stosownym czasie, zachodzi w ciążę i nikt nie traktuje jej jak „naciągaczki”. Gdy ta kobieta zobaczy dwie kreski, biegnie do lekarza i idzie na zwolnienie. Nawet jeśli wcześniej była zdrowa jak ryba, a ciąża przebiegała prawidłowo, to pani 9 miesięcy spędzi na zwolnieniu.

 

Jest błogo

W tym czasie „przeczyta” cały internet i będzie przeżywać wszystkie ciążowe objawy, a także zamartwiać się możliwymi chorobami dziecka i komplikacjami porodowymi.

Po za tym, ciążę przeżyje spokojnie, bo będzie dostawać zasiłek chorobowy, w wysokości zbliżonej do swoich dotychczasowych zarobków.

 

Pracownik kontra pani-firma

W zupełnie innej sytuacji jest pani – firma np. fryzjerka prowadząca własną działalność gospodarczą. Załóżmy, że pracuje sama i współdzieli lokal z innymi fryzjerkami. Za lokal płaci 800-1000 zł., do tego ZUS ponad 1000 zł. i jeszcze musi zarobić na życie!

Jeśli nasza fryzjerka zajdzie w ciążę i pójdzie na zwolnienie, dostanie marne kilkaset złotych, za które nie sposób przeżyć. Pracuje więc tak długo, jak tylko może i nie ma czasu na „przeżywanie” swojej ciąży.

Oczywiście, zgodnie z tokiem myślenia naszych prawodawców, pani fryzjerka, jako przedsiębiorca powinna być mądrzejsza niż pracownik i zapewnić sobie oszczędności pozwalające jej przeżyć nawet wtedy, gdy ma przerwę w pracy.

 

Dlaczego o tym piszę?

Otóż sama jestem pracodawcą i nie podoba mi się to, jak nierówno przez prawo jest traktowana kobieta pracująca na etacie, a osoba prowadząca firmę.

Niestety nie miałam możliwości relaksować się przez 9 miesięcy, bo cały czas musiałam nadzorować sprawy firmy. Podobnie po porodzie: jeszcze do szpitala troskliwy mąż przywiózł mi laptopa, bym mogła zrobić przelewy opłacić wynagrodzenia.

 

Kiedy zwolnienie?

Oczywiście rozumiem, gdy ciąża jest zagrożona, gdy kobieta nie mogła zajść w ciążę i teraz „chucha i dmucha” lub gdy ciężarna wykonywała pracę, która mogłaby być szkodliwa dla rozwoju ciąży. To są sytuacje bezdyskusyjne.

W Polsce jednak standardem stało się przechodzenie na zwolnienie całkiem zdrowych kobiet z prawidłowo przebiegającą ciążą.

 

Skoro zatem państwo polskie jest tak hojne, to niech będzie hojne także dla osób prowadzących firmy. Niech na czas ciąży da nam godziwe zasiłki chorobowe, plus kwotę kilku tysięcy pozwalającą na zatrudnienie osoby na zastępstwo – to byłaby sprawiedliwa sytuacja 🙂