Gdańsk Maraton – Bieg pełen zaskoczeń!

W minioną niedzielę (14 kwietnia 2019) przebiegłam Gdańsk Maraton, który z kilku powodów był dla mnie pewnym zaskoczeniem.

Warszawa zmienia się w Gdańsk

Kilka miesięcy temu zapisałam się na Warsaw Orlen Marathon, tymczasem na tydzień przed startem okazało się, że muszę zostać na Pomorzu.

Co prawda przez pracę i opiekę nad córeczką nie miałam zbyt wiele czasu na treningi, a jednak przez niemal dwa miesiące biegałam z myślą o udziale w maratonie.

Teoretycznie mogłabym pojechać do Warszawy, ale byłoby to zbyt czasochłonne. Przypomniało mi się jednak, że w tym samym terminie jest maraton w Gdańsku. I tak, w sobotę przed biegiem nieoczekiwanie pojawiłam się na liście startowej Gdańsk Maraton – taki last minute 🙂

 

Dyspensa na chorobę i pogodę

Druga i trzecia wątpliwość dotycząca maratonu to mocne przeziębienie, które pojawiło się na cztery dni przed datą maratonu – bardzo bolała mnie tchawica i miałam męczący kaszel. Do tego w tych dniach było zimno i wiał ostry wiatr. Brrr… jak tu biegać?

Na dzień przed biegiem szprycowałam się różnymi suplementami i na czas maratonu przestałam kasłać. Także pogoda sprzyjała, bo było 8 stopni na plusie, pełne słońce i do tego wiaterek, który raczej orzeźwiał niż chłodził.

W efekcie na czas biegu miałam dyspensę od choroby, bo prawie wcale nie kaszlałam. Dopiero po biegu przeziębienie wróciło…:)

 

Dietka zamiast węgli

Powszechnie wiadomo, że bezpośrednio przed startem powinno się – kolokwialnie mówiąc – ładować węgle, czyli spożywać więcej węglowodanów.

Tymczasem ja przez 10 dni przed maratonem (od 2 do 12 kwietnia) żywiłam się wegetariańską dietą pudełkową (o diecie CZYTAJ TUTAJ). Węgli nie było dużo, a i kalorii niewiele bo 1500.

 

Plan – spontan

Jeśli chodzi o moje treningi, to planowałam biegać co 2 dni, a w weekend robić sobie dłuższe wybieganie. Nie bardzo mi się to udawało – bo praca, bo córeczka i inne sprawy. Ze dwa razy przebiegłam 12 i 15 km i raz 21, bo półmaraton w Gdyni  (tutaj RELACJA).

Biegałam raczej 9-10 km i z wózkiem i często pod wiatr. Nie były to zatem książkowe treningi do maratonu 🙂

 

Od morza do morza

Pierwszy maraton przebiegłam w 2017 r. w Kołobrzegu z czasem 4:40. Potem była ciąża, poród itd. Teraz po dwóch latach – znów nad morzem 🙂 – spodziewałam się podobnego wyniku. Z cichą nadzieją myślałam: „no, może będzie 4:30”.

Tymczasem ku swojemu zaskoczeniu zaczęłam biec i… poczułam, że biegnę! Najpierw ustawiłam się w strefie 4:00 i byłam pewna, że pacemakerzy zaraz mnie odstawią. Tymczasem to ja wyprzedziłam ich i całą grupę miałam za sobą.

Tak było aż do 30 kilometra, gdy poczułam zmęczenie i zaczęła mnie boleć kostka. Od tego momentu skończyłam „biec”, a zaczęłam „walczyć”. Pacemakerzy mnie dogonili, trochę z nimi pobiegłam, a finalnie mnie wyprzedzili.

Tak czy owak, bieg skończyłam z czasem 4:07 co jest dla mnie bardzo dobrym wynikiem 🙂

 

Którędy do mety?

Uważam że trasa Gdańsk Maraton była bardzo fajna. Po pierwsze – przede wszystkim przeważał asfalt. Tylko na Starym Mieście były „kocie łby” i w Parku Regana piaszczysta ścieżka. Drugi atut to długie proste – trasa obejmowała kilkukilometrowe proste, więc nie trzeba było tracić energii na zakręty.

Trasa była też ciekawa bo wiodła nie tylko przez ulice miasta, ale też przez Stare Miasto, kawałeczek przy morzu czy przez Park Regana, a start i meta zlokalizowane były w Amber Expo.

 

Woda na gorąco

W Regulaminie maratonu zapisano, że punkty odżywiania będą co 5 km, ale były częściej – i chwała za to organizatorom! Bo choć bynajmniej nie było upału, to łyk wody czy izotoniku naprawdę dodawał siły.

Sympatycznym akcentem były także zorganizowane grupy „warmingu” czyli dopingu – kolorowi, poprzebierani ludzie zagrzewali biegaczy do dalszego wysiłku.

 

Hmmm…

Nie da się ukryć, że dobry wynik maratonu jest dla mnie wielką zachętą – co będzie dalej…? 🙂

Ma dopiero ROCZEK, a za sobą TRZY półmaratony :)

Przypominam sobie jak rok temu, niedłgo po cesarce zaczynałam delikatnie truchtać. Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, nie sądziłam, że będę biegać długie dystanse c córeczką. Co prawda, w niespełna 3 miesiące po porodzie przebiegłam półmaraton w Opolu, ale solo 🙂

 

Potem jednak postanowiłam spróbować biegów z wózkiem i na pierwszy ogień poszedł Półmaraton w Tychach.

Pogoda była… delikatnie mówiąc ekstremalna, bo w czasie obiegania jeziora Paprocany nastąpiło oberwanie chmury. I to był właśnie ten moment, kiedy córeczka postanowiła się obudzić i wychodzić z wózka 🙂 (wtedy jeszcze był to wózek gondolą!)

Za to zajęłyśmy III miejsce, co było dla mnie wielką zachętą do kolejnych wspólnych startów 🙂

Czytaj także: Relacja z biegu w Tychach

 

Kolejny półmaraton to Gdańsk. Pogoda znów dała popalić – cała trasa deszcz, a w pewnym momencie grad! Tu jednak biegło mi się stosunkowo dobrze, a córeczka przespała cały bieg 🙂

Tu relacja z biegu w Gdańsku

 

Trzeci półmaraton to Gdynia – chyba najtrudniejszy dla mnie bieg. I tym razem nie o pogodę chodziło, a o zbyt rzadko rozstawione punkty odżywiania. Więc w tym biegu dla mnie najważniejsze jest tylko to, że dobiegłam do mety:)

Relacja z półmaratonu w Gdyni

 

Zatem za nami już trzy półmaratony i kilka krótszych biegów na 5 i 10 km, więc ciekawe co będzie dalej? 🙂

Na pewno bieganie z dzieckiem to w pewnym sensie większy stres. A może nie stres, ale większa odpowiedzialność i myślenie: czy dziecku nie zimno, czy nie mokro (deszcz!), a może się obudzi, może będzie głodne?

Z drugiej strony, przebiegnięcie biegu z dzieckiem daje dużo większą satysfakcję. I co więcej, nie mam poczucia, że to JA przebiegłam, tylko, że MY przebiegłyśmy, bo przecież córeczka na to pozwoliła 🙂

 

 

Półmaraton GDAŃSK – Bieg z WÓZKIEM (relacja)

Po półmaratonie w Tychach, podczas którego nastąpiło oberwanie chmury (relacja TUTAJ), w Gdańsku liczyłam na bardziej przewidywalną pogodę. Organizatorzy jednak zadbali o moc „atrakcji” pogodowych?

Jak zatem było na Amber Expo Półmaraton Gdański?

 

Gdzie jest morze?

Przyznaję się bez bicia? że niedokładnie prześledziłam trasę biegu. Zresztą… nie jestem z Gdańska, więc byłoby to tylko śledzenie „palcem po mapie”. Spodziewałam się jednak, że skoro jesteśmy nad morzem, to choćby część biegu będzie wiodła właśnie wzdłuż morza – tak jednak nie było.

Jak się okazało, Półmaraton Gdański to typowo miejski bieg. Zaczynał się w Amber Expo czyli w obiekcie targowym, a następnie wiódł przez ulice miasta, także przez drogę łączącą Gdańsk, Gdynię i Sopot. Biegliśmy też obok tzw. Falowca czyli bardzo długiego bloku 🙂 Za to morza ani, ani…

Amber Expo/stadion Energa Gdańsk czyli start i meta biegu

Bo nie ma złej pogody 🙂

W dniu startu czyli 28 października, od rana padał lekki deszczyk, ale zgodnie z prognozami, po godzinie 9 (a była to też godzina startu), miał przestać padać.

Deszcz jednak w nosie miał prognozy 🙂 i zamiast przestać padać, zmienił się w ulewny, a w pewnym momencie nawet w grad.

W sumie to fajnie mi się biegło w tym deszczu, bo biegając z wózkiem często robi mi się gorąco. Jednak padało naprawdę ostro! Gdy co jakiś czas trzymałam wózek tylko jedną ręką, a drugą opuszczałam, to z rękawów wylewała mi się woda 🙂

Przyznam jednak, że i mnie w końcu ten deszcz dał w kość, bo w końcówce biegu było mi po prostu zimno!

 

Bieg solo czy w duecie?

W ramach półmaratonu w Gdańsku jest dodatkowa kategoria dla biegaczy z wózkami – czyli z dziećmi 🙂 Niestety jednak za wprowadzeniem tej kategorii nie poszły kwestie organizacyjne. O co chodzi?

Wiem, że na niektórych biegach, biegacze z wózkami są ustawieni w osobnej strefie. W Tychach „wózki” wystartowały kilka minut wcześniej i po półmaratonie w Gdańsku, uważam, że to powinno być regułą. Dlaczego?

W Gdańsku na linii startu ustawiona byłam chyba gdzieś na końcu (tj. w chyba w strefie na czas 2:00) i gdy bieg się rozpoczął było bardzo ciasno, a wiele osób biegło powoli. Z łatwością mogłabym wyprzedzić wielu biegaczy, gdyby… tylko było miejsce.

Wiadomo, że bez wózka jakoś bym się przepchała, ale z wózkiem to jak? Ludziom po nogach jechać…? ?

Podobnie było na dalszych odcinkach biegu. Na części trasy biegliśmy dwoma pasami ulicy i tam wyprzedzałam wiele osób. W miejscach, gdzie dla biegaczy był tylko jeden pas, znów robiło się ciasno i często czując moc biegową, musiałam biec wolniej niż mogłam 🙁

Myślę zatem, że organizatorzy biegów, którzy uwzględniają także biegaczy z wózkami, powinni wyznaczać dla nich dodatkową strefę.

W deszczu i pod górkę

Jak się Pani spało?

W Gdańsku pierwszy raz biegłam tak długi dystans z przyczepką biegową Thule. Ten wózek mam od niedawna, więc nie wiedziałam, jak się sprawdzi?

A sprawdził się dobrze 🙂 Jeśli chodzi o kwestie biegowe, to na tego typu trasie (raczej gładkiej, w większości asfalt, mało zakrętów) wózek sunął lekko po drodze i biegło się całkiem wygodnie.

Dobrze sprawdził się także w ekstremalnych warunkach pogodowych. Z jednej strony budowa wózka (czyli forma budki) jest chyba przytulna dla dzieci, z drugiej, materiały dobrze zabezpieczały przed wodą.

Córeczka ubrana była w ciepły polarek i otulona koczykiem, ale zastanawiałam się czy nie przemoknie? Na budce przyczepki zamontowałam osłonę przeciwdeszczową, nie wiedziałam jednak, czy wózek nie przemoknie od dołu – w końcu deszcz był tak ulewny, że momentami biegło się w wodzie, a koleiny na ulicach zamieniły się w głębokie kałuże.

Jak się jednak okazało, córeczka była suchutka i… przespała cały bieg 🙂

 

A po biegu…?

Mam wrażenie, że w Amber Expo panował lekki chaos 🙂 Wbiega człowiek cały mokry, zmęczony i… niczego nie można się dowiedzieć. Słyszy, że gdzieś podobno dają zupę, a gdzie indziej drożdżówkę i czekoladę. I że jeszcze gdzieś powinien oddać chipa, ale nikt nie wie gdzie… 🙂

Trzy duże hale i tłum ludzi, do tego hałas (meta była w środku i cały czas słychać było komentatora) i wzajemne dopytywanie co i gdzie?

No dobrze… w końcu dostałam swoją miseczkę pomidorówki i kawałek placka oraz grzecznie oddałam chipa 🙂

Zmęczona po biegu 🙂

Co jeszcze?

Co jeszcze mogę powiedzieć? Dwie godziny biegu na deszczu i wietrze, potem gorąca kąpiel i ciepła zupa… to jest super reset 🙂