Było raptem kilka stopni na plusie – może ze 2 czy 3 stopnie – gdy umówiłam się po pracy z mężem w restauracji.
Przyszedł z domu na piechotę z córeczką na rękach, a miał ok 1,5 km do przejścia.
Gdy dotarli do restauracji, zamachał mi przez szybę, a ja… natychmiast się „uniosłam”!
Dlaczego?
A to dlatego, że córeczka miała czerwony nosek i rumiane policzki: Jak to? Dziecko zmarznięte! Za lekko ubrane i tak dalej…
A kilka dni później, gdy sama sobie biegałam po mrozie, doznałam olśnienia! Przecież i ja, gdy jestem na chłodzie, mam rumiane policzki i często coś kapie z nosa. To przecież normalne jest i dziecko też musi tego doświadczyć, by być zdrowe! 🙂
Tak więc… takie są uroki macierzyństwa i odkrywania świata 🙂
fot. pixabay