MARATON, PÓŁMARATON – kiedy WYTRWAŁOŚĆ staje się Twoim WROGIEM?

Kontuzje i zasłabnięcia to codzienność w trakcie biegów na dystansie maratonu i półmaratonu. Od czasu do czasu słyszymy jednak także o wypadkach śmiertelnych.

Dlaczego tak się dzieje i co zawodzi nas podczas biegu?

 

Jeszcze do niedawna słysząc o tak dramatycznych zdarzeniach jak śmierć na trasie lub już po przewiezieniu do szpitala, myślałam o kilku przyczynach.

Albo dana osoba nie była dostatecznie przygotowana do przebiegnięcia danego dystansu, albo cierpiała na jakąś chorobę. Zawsze jednak zastanawiało mnie CZY ON/ONA NIE CZUŁ, ŻE POWINIEN ZEJŚĆ Z TRASY? Bo przecież tragedii pewnie można było uniknąć.

 

I myślałam tak do czasu! A konkretnie aż do teraz, gdy wzięłam udział w Maratonie Mazury. Tak, wiem, że pomysł na maraton w 3 miesiące po porodzie to – cytując – „skrajna nieodpowiedzialność„, ale co tam 🙂

W każdym razie, podczas tego biegu zrozumiałam mechanizm kontuzji, zasłabnięć czy nawet śmierci podczas biegu. A jest to w sumie bardzo oczywiste. Bo podczas KAŻDEGO biegu walczymy ze sobą – czasem mniej, czasem więcej – w zależności od formy. Ale ZAWSZE – to zawsze jest i będzie wysiłek.

 

Podczas Maratonu Mazury zaskoczyła mnie trasa. Wiedziałam, że to NIE będzie asfaltówka ale wyobrażałam sobie jakieś polne drogi, które będą PŁASKIE. Nie były! 🙂 Był piach, trochę błota, górki i podbiegi, wystające korzenie i koleiny. Tym sposobem już od 10 kilometra liczyłam każdy kolejny i obiecywałam sobie, że zaraz schodzę z trasy. Ale biegłam – w końcu trzeba walczyć z sobą, pokonać własne słabości i takie tam… 🙂

 

W końcu od tej nierównej trasy zaczęło boleć mnie kolano i pomyślałam, że owszem, doczłapię jakoś do mety. Tylko po co i w jakim stanie? Umęczona i zapewne z kontuzją, którą będę leczyć miesiąc lub dłużej. I zeszłam z trasy na 28 km nie ukończywszy biegu.

 

Pierwszy raz NIE byłam wytrwała i przyznam – było mi trochę głupio. Jednak podczas tej trasy zrozumiałam też, że czasem lepiej odpuścić niż zarżnąć się i to w dosłownym sensie.

Tak więc, choć WYTRWAŁOŚĆ jest piękną cechą, którą warto rozwijać, to trzeba też postępować rozsądnie 🙂

fot. pixabay

kolano

BOLĄ Cię KOLANA? Ten powszechnie znany PRODUKT może POMÓC na chondromalację RZEPKI!

Bolące kolana to przypadłość wielu biegających ludzi. Jedną z przyczyn może być chondromalacja rzepki. Jak się okazuje, pomóc może powszechnie znany produkt.

 

Gdy wiele lat temu zaczynałam biegać, to wraz z bieganiem pojawił się ból kolan i wrażenie uginania się. Wybrałam się wtedy do ortopedy i po badaniach, doktor stwierdził, że mam chondromalację rzepki, czyli jej rozmiękczenie.

I tu szkoły są dwie. Jedni lekarze zalecają branie np. glukozaminy czy innych suplementów. Druga grupa medyków twierdzi, że z chondromalacją nic nie możemy zrobić. Trzeba się oszczędzać i tyle. Do tej właśnie grupy należał mój doktor.

No ale halo! Ja właśnie załapałam biegowego bakcyla a tu ktoś mi mówi, że powinnam teraz przestać??? 🙂

 

Nie bardzo mi się to spodobało. Kupiłam wtedy jakiś suplement, ale niewiele pomogło. Tymczasem… nagle nabrałam wielkiego apetytu na KASZE! Wyglądało to tak, jakby sam organizm podpowiedział, czego potrzebuje w tym momencie.

Zaczęłam jeść kasze rozumiane bardzo szeroko bo przede wszystkim kasza jęczmienna, następnie gryczana, jaglana, orkiszowa, bulgur, do tego ryż i „kaszki” czyli płatki owsiane, jęczmienne, ryżowe, jaglane czy inne jadane na śniadanie.

kasza
fot. pixabay

Po jakimś czasie ból kolan minął. Od tego czasu przebiegłam już zapewne tysiące kilometrów i miewam się całkiem dobrze 🙂

Gdy teraz szukałam w Interncie informacji na temat kaszy w kontekście bólu kolan, to przyznaję, że nie trafiłam na żadne „twarde” dowody. Jednocześnie można znaleźć kilka artykułów z podobną jak moja opinią tj. że kasza – w szczególności jęczmienna – także innym pomogła na chondromalację rzepki. Chodzi o kleistość kaszy, która może być dobrą „mazią” dla kolan.

 

Zatem zachęcam do jedzenia kasz i kaszek. Być może kasza wzmocni Twoje kolana 🙂 A nawet jeśli nie, to na pewno poprawi ogólny stan całego organizmu! 🙂

 

fot. pixabay