Po kilku dniach pobytu w domu, było coraz mniej przyjemnie. Wtedy pojawił się pomysł na wyjazd z miasta.
Jak się okazało, także wielu innych ludzi planowało wyjazd. Po obdzwonieniu kilku ośrodków oferujących domki campingowe byliśmy dosyć zdziwieni. Choć jeszcze nie ma sezonu, to sporo obiektów było już zajętych a i ceny były dosyć wysokie.
Sam pomysł na to, by opuścić miasto wziął się z jednej strony z obawą przed zarażeniem, ale nie tylko. Ja sama najbardziej bałam się zamknięcia – przymusowego siedzenia w czterech ścianach. Jestem osobą, która musi się „wietrzyć” – albo bieganie, albo spacer, albo rower – codziennie muszę wyjść i aktywnie spędzić czas. Tak więc trzeba było znaleźć miejsce, gdzie nie będzie ludzi i będzie można wychodzić na powietrze.
W końcu znaleźliśmy domek w pięknej dolince. Pojechaliśmy tam w ciemno, a na miejscu na szczęście było skromnie, lecz przyjemnie. Minusem (z uwagi na moją pracę) był brak internetu oraz znikający zasięg telefonu – byliśmy zatem praktycznie odcięci od świata.
W pierwszy dzień pobytu spotkała mnie miła niespodzianka w postaci pięknego śniegu. Od razu poszłam pobiegać po górkach na raptem 3 km, ale zawsze 🙂
Kolejne dni mijały mi na spacerkach z córeczką, jazdą na sankach i gotowaniem dla całej rodziny. A ponieważ było dosyć zimno to serwowałam trzy ciepłe posiłki dziennie i do tego drugie śniadanie oraz podwieczorek – w sumie jedliśmy praktycznie przez cały dzień 🙂
Powiem szczerze, że to przymusowe oderwanie od internetu było mi bardzo potrzebne. Nie mieliśmy też telewizji, więc nasłuchiwaliśmy jedynie radia – jak ludzie w czasach II wojny światowej. Co powiedzą i jaka jest teraz sytuacja? Czy wprowadzono nowe obostrzenia?
Po ok. tygodniu musiałam wrócić do miasta, by pracować i załatwić pewne sprawy. Przyjazd po tych kilku dniach pokazał mi kontrast i zmiany jakie zaistniały w tym czasie. Ulice jeszcze bardziej puste i ogólny strach. W sklepie zobaczyłam znajomą, ona w maseczce i rękawiczkach, udała że mnie nie widzi – bo jak tu się odezwać, rozmawiać – a może ktoś na mnie zakaszle…? Ludzie na ulicach uciekają nawet wzrokiem – choć to nie zaraża 🙂
Pracuję zatem od rana do nocy, by móc wrócić do rodziny i na wieś…